,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej oprzeć. Gotów był zrobić wszystko, by ją uszczęśliwić. I starał się jak mógł. Dał jej noc, o którą prosiła, a potem ją porzucił, żeby mogła sobie znalezć godnego siebie mężczyznę. Erin raz jeszcze przeczytała listę i oddała mu notes z westchnieniem. - Wygląda to okropnie, ale postaram się coś wykombinować. - Co tu można wykombinować? Musisz sprzedać dom. - Mówiłam ci, że nie mogę tego zrobić. Wade wsunął notes do kieszeni. - Wiem, że nie chcesz, ale... - Nie mogę. Więc nie mówmy już o tym, dobrze? - Erin, spójrz prawdzie w oczy. Ten dom się rozpada, - Nie szkodzi. -Ale... - Nie trzymam go tylko dla siebie. Oczywiście kocham to miejsce i gdybym musiała stąd odejść, pękłoby mi serce. Tak czy inaczej, nie ma mowy o sprzedaży, póki babcia żyje. Przecież zawdzięczam jej wszystko. To ona wzięła mnie do siebie. Nie mogłabym pozbawić jej domu na stare lata. - A czy ja mówię, że masz ją wyrzucić na bruk? - Wade spróbował odwołać się do jej zdrowego rozsądku. - Ale mogłabyś kupić mieszkanie albo oddać ją do domu opieki. Byłoby to znacznie tańsze niż utrzymywanie tej ruiny. Erin potrząsnęła głową. - Próbowałam umieścić ją w domu dziennej opieki po jej wyjściu ze szpitala, kiedy musiałam wrócić do pracy. To było straszne. Babcia nie rozumiała, co się dzieje, i strasznie płakała, kiedy ją zostawiałam. A wieczorem, po powrocie do domu, potrafiła siedzieć godzinami na werandzie i bujać się w fotelu, owinięta pledem. Nie była w stanie zaakceptować żadnych zmian. Może dlatego, że zawsze tu mieszkała, ale głównie chyba na skutek tego wypadku. Ona bardzo niewiele w tej chwili pamięta. - Erin ciężko westchnęła. - Dzięki Bogu, jest Lottie. Miałam szczęście, że na nią trafiłam. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nagle odeszła. Wade słuchał jej coraz bardziej przygnębiony. Rozumiał ją, oczywiście, ale do czego ją to doprowadzi? Wciąż zadłużona, będzie mieszkać w zrujnowanym domu, opiekując się dwiema staruszkami? Cała Erin. Gotowa troszczyć się o wszystkich dokoła. Ale kto się o nią zatroszczy? Nagle spostrzegł, że Erin drży z zimna, a jej ramiona pokrywają się gęsią skórką. Zciągnął bluzę. - Masz. Załóż to na siebie. - Nie, nie, dziękuję, ale... - Na miłość boską, włóż to. - Zaczął jej zakładać bluzę przez głowę. - Ale, Wade, ja... - Wkładaj ręce w rękawy! - Czy ona ciągle musi się z nim kłócić? Szarpnął bluzę w dół. Gdy mimowolnie dotknął przy tym jej piersi, wstrzymał oddech. Zastygli bez ruchu, patrząc sobie w oczy. Tylko serca głośno im biły i krew huczała w skroniach. Wade popatrzył na jej zmysłowe usta - i nagle zapragnął ją pocałować. I nie tylko - chciał znów poczuć w dłoniach słodki ciężar jej piersi. Niestety, nie miał nawet prawa o tym marzyć. Erin nie należała do niego - ani wtedy, ani teraz, ani nigdy. Ale, czy byłoby aż tak wielkim grzechem, gdyby choć przez chwilę ogrzał się w jej cieple? Wyciągnął rękę, delikatnie obwiódł palcami jej policzek i miękką szyję. Patrzył w jej pociemniałe oczy i myślał, że jeden pocałunek nie zaszkodzi. Pochylił głowę i musnął ustami jej usta. Były takie słodkie i miękkie. A potem poczuł, że obejmują go jej ramiona, i przygarnął ją jeszcze mocniej. Miękkie wargi rozchyliły się wolno. Odczytał to jako zaproszenie. Nagły wybuch pożądania, jaki po tym nastąpił, zaskoczył go bardzo. Gdy oprzytomniał, w pierwszym odruchu pomyślał, że nie wolno mu tego zrobić. %7łe nie powinien jej dotykać. Zmobilizował całą siłę woli i oderwał usta od jej ust. W nagłej ciszy usłyszał swój własny chrapliwy, urywany oddech. Czuł, że powinien puścić Erin, powinien się cofnąć. Nie wolno mu wdychać zapachu jej włosów, tulić jej do piersi, napierać udami na jej uda... Ale wtedy Erin objęła go czule za szyję i nie był już w stanie myśleć logicznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|