,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który już zastał mnogim ludem napełniony, tak iż ledwo mógł się przez on tłum wielki przecisnąć. Dla dogodniejszego odbycia obrzędu koronacji usunięto wszystek lud z kościoła, w którym pozostali sami tylko prałaci, panowie i starszyzna rycerska obu królestw. Przypuszczono także do obrzędu obywateli miasta Budy, którzy z dawnego zwyczaju mieli prawo uczestniczyć zbrojno koronacji królów węgierskich i piastować przy niej chorągiew królestwa. Gdy Dionizy, kardynał i arcybiskup strygoński, począł odprawiać mszę wielką ku wezwaniu Ducha św., Władysław król, zdjąwszy z siebie wszystkie szaty królewskie, w których był strojno wszedł do kościoła, a które z niego pozbierali kanonicy katedry Albae Regalis, przyjął najpierwej błogosławieństwo i namasz- czenie; potem wziął sandały, czyli obuwie królewskie, humerał, albę, pas, manipularz, dwie dalmatyki, dwa naramienniki, pektorał,94 kapę, krzyż poselski, berło, proporzec, jabłko okrągłe, przy stosownych przemowach i znakach. Te wszystkie ozdoby królewskie, z starości wytarte, bo sprawione jeszcze do koronacji pierwszego króla, św. Stefana, a po te czasy przechowywane, więcej niż jakiekolwiek nowe zdawały się budzić poszanowania. Krzyż zaś apostolski dlatego podobno dają przy koronacji wszystkim królom węgierskim, że takiż sam krzyż miał być dany rzeczonemu królowi, św. Stefanowi, od papieża na znak uczczenia, za to, iż naród węgierski przedsięwziął skłonić do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, przy czym udzieloną mu była władza nadawania inwestytur kościołom katedralnym. Na koniec włożono Władysławowi koronę złotą z głowy św. Stefana w puszce oprawnej zdjętą. Wykonał król zwykłą przysięgę, że sprawiedliwie rządzić będzie, i przyjął sakrament św. ołtarza. Ustawione rycerstwo w miejscu obszernym, na to wyznaczonym, pilnowało obrzędu koronacji. Odprawił mszę uroczystą Dionizy, kardynał i arcybiskup strygoński; towarzyszyli zaś obrzędowi: Zbygniew kardynał,95 naówczas biskup krakowski, Jan arcybiskup Koloczy, Szymon z Agrii, Maciej z Weszpremu, tudzież z Waradynu, Pięciukościołów, Szegedynu, Siedmiogrodu, Nitrii i Syrmii, biskupi. Gdy w ten sposób odbyła się koronacja, Władysław, nowo obrany król węgierski, obyczajem tego narodu, w stroju koronacyjnym i wszystkich ozdobach królewskich udał się do kościoła Zw. Zw. Piotra i Pawła stojącego w rynku, kędy według podania pochowany był Gejza, ojciec św. Stefana wraz z Adelajdą, żoną swoją, a córką książęcia polskiego Mietsława, matką św. Stefana; i zasiadłszy na przygotowanym tamże majestacie, sądził dwie sprawy, w których o większe szło pokrzywdzenie, a wydane po ich roztrząśnieniu wyroki natychmiast wykonać rozkazał. Zwyczaj ten, jak mówią, w tym celu zaprowadzono, aby król pamiętał, że wszystkich spraw jego początkiem ma być sprawiedliwość, wszystkie na sprawiedliwości zasadzać się powinny, która najpierwszą i najważniejszą jest króla powinnością; winien ją zatem każdemu wy- mierzać i władzą, a powagą swoją zasłaniać niższych od ucisku i przemocy możnych. Siadłszy potem na konia, objechał dookoła miasto; a gdy przybył do kościoła Zw. Marcina na przedmieściu, wszedł na wieżę i wobec zgromadzonego ludu skinął mieczem na wszystkie cztery świata strony, wschód, zachód, południe i pomoc, dając do poznania, że powinnością jego było i postanawiał bronić królestwa węgierskiego z każdej strony od niesprawiedliwej napaści. Po tym wszystkim wrócił do zamku królewskiego, a zaprosiwszy do stołu swego prałatów i panów obu królestw, ugościł i uczcił ich wspaniale. Resztę dnia przepędzono w radości na zabawach, pląsach i igrzyskach. MOROWE POWIETRZE W WGRZECH [1441] Po zwojowaniu zamków pogranicznych, odebraniu ich z rąk Austriaków i zmuszeniu do posłuszeństwa królestwu węgierskiemu, Władysław król wrócił do stolicy Budy, gdzie przez cale lato przesiadywał, wyjeżdżając często na wyspę Cepel dla użycia wczasu i zabawienia się łowami lub też dla uniknienia morowej zarazy, która podówczas, czy to z zbiegu przeciwnego ciał niebieskich, czy z zepsucia powietrza, w całych rozszerzyła się była Węgrzech i srodze mieszkańców królestwa trapiła. Wiele w tej klęsce wyginęło młodzieży polskiej szlachetnego rodu, wielu dojrzałych mężów i starców, żadnemu bowiem wiekowi zaraza nie przepuszczała. Król jednak Władysław taką stałość umysłu w tym niebezpieczeństwie zachował, że ani unikał większych zebrań i towarzystwa, ani się chronił w ustroniu, ale przebywał w miejscach publicznych i wysiadywał w mieście Budzie, gdzie najbardziej srożyła się zaraza, tak iż w komnatach królewskich codziennie z rana po kilku znajdowano umarłych; często w oczach króla podczas nabożeństwa ludzie padali na ziemię i w śmiertelnych drganiach życia dokonywali. Panowało to morowe powietrze przez całe lato, jesień i zimę, i dopiero z wiosną zaraza ustała. CUDOWNA NAPRAWA %7łYCIA JANA DE CONRADIVILLA, PROBOSZCZA KLASZTORU STRZELNECSKIEGO [1442] Jak łaskawym i miłosiernym, jak pełnym i do karania nieskorym jest Bóg Wszechmogący, okazało się u nas w tym roku. Rządził bowiem tymi czasy klasztorem panien zakonu premonstrateńskiego w Strzelnie, diecezji wrocławskiej, piastując godność i w urzędzie zastępując tamecznego proboszcza, 95a pewien, tylko z imienia i powołania kapłan, Jan de Conradivilla, inaczej mąż Kunczedorff , z diecezji wrocławskiej, który pogardziwszy tak religią, jak i wstydem wszelkim, a powinności swego urzędu niecnie skłaniając do nadużyć, prowadził życie rozwiązłe i bezwstydne, zarówno Bogu, jak i ludziom obmierzłe. W wieku bowiem kwitnącej młodości oddany biesiadom, pijaństwu i swawoli, kalał się najszpetniejszym występkiem cielesnej rozpusty; a nadto, do spełniania swych uczynków wszetecznych, iżby sam zdawał się mniej winnym, wciągał niektóre osoby w świecie znaczące i szerzył wkoło siebie spraw sprośnych zarazę. Nie poruszał go bynajmniej głos sumienia ani zawstydzało ślepe szaleństwo; nie wzdrygał się kar gro- żących mu za jego przewinienia. Mniemając, że mu wszystko było wolno, siebie i drugich wtrącał w przepaść grzechową. Krótko mówiąc, taka w życiu jego objawiała się ślepota, takie w rozpasaniu się bezkarnym panowały występki, że dziwić się potrzeba było cierpliwości Stwórcy, iż nie spuścił w swym gniewie siarczystego ognia, który by pochłonął to zarażone plemię jego owczarni. Ale łaskawość Baranka Niebieskiego, w nieskończonym miłosierdziu swoim zachowując rzeczonego Jana proboszcza (jak pobożnie wierzymy i tuszymy) na zbawienne naczynie w przyszłości, aby i on wyrwany był z toni przestępstw i wielu innych za jego przykładem nawróciło się do Boga, wejrzała nań litościwie i niewymowną dobrocią swoją nakłoniła go do skruchy. Gdy bowiem przed dniami krzyżowymi, w sobotę, w dniu poświęconym naszej Matce Najświętszej, który był dniem szóstym maja, według zwyczaju swego unurzał się był w kale cielesnych rozkoszy, w nocy ukazał mu się przed jego sypialną komnatą poczet jakoby kobiet tańczących i [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|