,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
120 franków. Od kiedy oferuje pinsy przed kaplicą, dociąga w ka\dą niedzielę do tysiąca franków. Blaszane znaczki stały się czymś w rodzaju marchewki. Kijem - pozostałe towary. Jak kupisz dwa proszki do prania - to dostaniesz pinsa, jak trzy paczki cameli i pudełko zapałek - to uzyskasz prawo do dwóch blaszek, jak zaprenumerujesz absurdalny tygodnik telewizyjny - to ci przyślą worek pinsów gratisowo itd. Pod koniec roku 1991 krą\yło podobno we Francji ponad 200 milionów cennych blaszek. Jak twierdzą uczeni, zbieranie pinsów dotyka przede wszystkim ludzi nieśmiałych i bezrobotnych. Francuzi znani z ciągotek estetycznych odnalezli w pinsach sposób na zaspokojenie potrzeby sztuki czystej, poniewa\ liczba wariantów blaszanych znaczków, odmian, kształtów i kolorów jest praktycznie nieskończona. Od kiedy klapy marynarki stały się galerią, nale\y się spodziewać kolejnych bankructw marszandów obrazów. Wiadomo jednak, \e nawet najdłu\sza \mija przemija. Nie inaczej stało się z pinsami. 15. W tym nieszczęsnym i wstrętnym Grand Palais wystawa: Design miroir du si?cle, czyli ekspozycja cię\ka i trudna, co sugeruje bez znieczulenia nieprzetłumaczalny jej tytuł. Bo przecie\ to nie Rysunek, zwierciadło stulecia , ale raczej forma , kształt , projekt , przedmiot - albo najkrócej i najtrafniej jak sądzę: grat . Grat odbity w lustrze. W paryskim pawilonie wybudowanym na przełomie wieków na Wystawę Zwiatową i nazwanym - chyba dla zgrywy - Wielkim Pałacem, który trzeba było pod koniec 1993 roku natychmiast zamknąć, poniewa\ grube śruby spadały na głowy niewinnych turystów podziwiających uroki stolicy świata, urządzono na wiosnę feralnego roku ekspozycję gratów. Od roku 1850 po dzień dzisiejszy. Cmentarzysko blachy, niklu, szkła, ceramiki, plastiku, mikroprocesorów. Gratów a\ tysiąc sześćset: powozy z czasów Napoleona III i samochody z ró\nych epok, od słynnego Forda T wyprodukowanego w piętnastu milionach egzemplarzy, przez straszliwe amerykańskie krą\owniki szos, a\ do volkswagenów i Renault Twingo . A oprócz samochodów: fili\anki, krzesła i łó\ka, taborety i nocniki, muszle klozetowe i syfony, maszyny do pisania i do mielenia mięsa, suszarki do włosów, rowery i bajery, rondle i kuchnie, patefony i telewizory, lampy i guziki. Jednym słowem - bajzel. Nad głównym wejściem do Grand Palais zamiast plakatu wiszą najnowsze produkty państwowego koncernu Renault , czyli obłe i erotycznie wyszukane samochodziki Twingo , poprzyklejane do \ółtej deski czymś chyba od plastra solidniejszym. Twingo bardzo lubię, bo przednia maska wozu z zalotnymi reflektorkami przypomina mi buzię kole\anki z liceum, w której kochałem się nieszczęśliwie blisko trzy tygodnie. Wystawa w Grand Palais została tak zaprojektowana, \eby o niczym nie myśleć, tylko kontemplować gigantyczny śmietnik przedmiotów w pocie czoła narysowanych, wyklepanych, posklejanych, powyginanych i wyrzucanych na śmietnik przez pokolenia. Na wystawę wchodzi się przez plastikowy rękaw ściągnięty z lotniska i tłumiący wszelkie hałasy. Ten rękaw, jak mniemam, to namiastka rytuału przejścia, przeprawy przez Styks. śwawego pasa\u. Bo jak ju\ wyjdziemy z rękawa, to lądujemy w krainie cieni i w grobowcu straconych złudzeń, które błądziły pod sklepieniem czaszek naszych pradziadów, dziadów, ojców i nas samych. Zwiadomie u\ywam zaimka my , bo chocia\ ludzki ród dzieli wiele, to jednak łączą go przedmioty. Wszak ka\dy musi jakoś jeść, spać, trawić, wydalać i w dodatku się przemieszczać. Wystawa w Grand Palais objawiła się w formie Zwiątyni Dumania, w której czyhają na podstarzałe Telimeny martwe, lecz złośliwe mrówki z blachy i półprzewodników. Wystawa pokazuje, jak nas rzeczy gryzą, jednocześnie kurcząc się i malejąc, jak się w pół wszystko zgina i truchta do przepaści. Wezmy chocia\by wanny. Na paryskiej wystawie, nie wiem zresztą dlaczego, króluje urządzenie typu śmierć Marata , czyli cudowne zwaliste koryto z \eliwa, w którym zmieściłby się niejeden rewolucjonista wraz z ławicą świątecznych karpi. Wanna przycupnięta na solidnie odlanych lwich łapach, wanna-poemat, wanna-prowokacja, przedmiot doskonale magiczny, porównywalny tylko z łonem Kybele. Im pózniej, tym gorzej. Wanny tracą na wadze i powadze, jakby kąpiący kurczyli się w sobie, chwile błogiego plusku uznawali za czas stracony, bo trzeba szybciej, taniej, nawet za cenę wydzielana woni siedmiu wspaniałych po długiej bitwie z muczaczos w upalnym słońcu Mexico. W końcu wanny nikną, ustępując miejsca niepowa\nym prysznicom, coraz mniejszym, l\ejszym, cieńszym, najlepiej w ogóle bez dziurek. Ka\da rzecz traci powoli na wadze, objętości i prezencji. Schować się, przycupnąć, nie być - oto jej ideał. Przezroczyścieć jak piramida przed Luwrem albo wie\e Wielkiej Biblioteki wznoszonej w osiedlu Bercy. Niewygoda jako ideał stołka, zgarbienie - tęsknica stołu. Udawać, \e \ycie to \art, bo przecie\ Renault Twingo imituje zabawkę, zmniejszać przedmiot do nicości, megabity zakląć w główce od szpilki, ekranik komputera wcisnąć do dziurki od klucza. O ile przed stu, pięćdziesięciu, czy choćby trzydziestu laty przedmioty śpiewały jeszcze (coraz cieniej zresztą) odę do młodości, o tyle obecnie dą\ą do niebytu. Nad współczesnymi gratami zawisła ozonowa dziura. I gigantyczne zwątpienie w porządek wartości. Przecie\ nie mo\na się dziwić. Alain Touraine, sprawny socjolog, wyznał, \e wychodzenie Zachodu z gospodarczej recesji to złudzenie i opium dla giełdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|