, Durbr 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

policyjnych zajął pierwsze miejsce w biegu na sto jardów, szybko się z nim rozprawił. Zanim
Irlandczyk dobiegł do końca uliczki, Booth go dopadł, skoczył, złapał w pół i zwalił się z nim
na bruk.
Phillips siedział w gabinecie Miltona i pisał raport o zdarzeniu na rynku. Podniósł
wzrok znad biurka, gdy wszedł Milton. W ręce trzymał teczkę z aktami. Był zły. Rzucił
teczkę na biurko.
- Spędziłem godzinę z naszym przyjacielem. Nie chce pisnąć ani słowa. Nawet się
przedstawić.
Wskazał głową na rzeczy leżące na biurku: kwity wpłat u bukmachera, trzy klucze na
kółku, siedemnaście szylingów i sześć pensów w bilonie, gruby plik pięciofuntowych
banknotów, solidny nóż sprężynowy z jednym ostrzem, para gumowych tasiemek, połówka
powrotnego biletu do Londynu, brudna chusteczka, paczka małych cygar.
- Czy zawartość jego kieszeni coś nam mówi? Phillips przejechał palcem po rzeczach
na biurku i potrząsnął głową.
- Niestety, nie ma nic, co by pozwoliło go zidentyfikować.
- A Scotland Yard już doszedł do czegoś? Jeszcze nie.
- Któż to jest, u licha ciężkiego? - niecierpliwie spytał Milton.
Wziął plik banknotów, zaczął liczyć.
- Pojęcia nie mam - odparł sierżant.
- W każdym razie wnoszę oskarżenie przeciw niemu.. Włamał się do mojego
mieszkania i groził mi rewolwerem. To mi wystarczy.
Phillips skinął głową i oparł się w krześle.
- Miałem ciekawą rozmowę z Tollym. Wiesz, co on opowiada? Mówi, że nic nie wie o
żadnym piórze, nigdy w życiu nie widział nikogo przypominającego tego Irlandczyka i
twierdzi, że pół roku temu pożyczył pięćdziesiąt funtów od pani Green, które wczoraj
wieczór...
- Zwrócił! O, mój Boże! To całkiem prawdopodobne!
- Jest to historia wygodna dla niego. Milton rzucił na biurko plik banknotów.
- Dwieście funtów. Ciekawe czym się trudni nasz przyjaciel, skoro musi mieć przy
sobie tyle pieniędzy, a nie ma portfelu. Proszę, co nowego?
Posterunkowy Booth z patrolu samochodowego miał, świeży plaster na policzku -
skaleczył się w starciu z Irlandczykiem. W ręce trzymał elegancki płaszcz z czarnym
futrzanym kołnierzem i szkarłatną podszewką.
- Przepraszam, panie inspektorze. Nie przeszkadzam?
- Nie, proszę. Nic panu nie dolega?
Policjant bez czapki wyglądał bardzo młodo. Uśmiechnął się.
- Nic mi nie dolega, panie inspektorze. Nie najgorzej się bawiłem dziś rano. Nieczęsto
zdarza się taka robota jak dzisiaj na rynku.
- Cieszy mnie, że przynajmniej jeden się bawił - oschle zauważył Milton. - Co pan
przyniósł?
- Jeden straganiarz oddał ten płaszcz. Mówi, że Irlandczyk zostawił go, bo się bardzo
śpieszył.
Milton wziął płaszcz.
- Nie ma nic, co by wskazywało na właściciela?
- Nie, ale w wewnętrznej kieszonce jest kwit.
Milton odwrócił płaszcz podszewką na wierzch i z kieszonki wyjął złożoną kartkę
papieru. Była to kopia rachunku na sumę szesnaście funtów, siedemnaście szylingów,
dziewięć pensów. Na górze wypisano nazwisko i adres klienta. Milton przeczytał rachunek i
podał go Phillipsowi.
- Pan Kevin Jason - czytał głośno sierżant. - Mieszkanie numer 56, Kingsdown
Mansions, Richmond, Surrey.
Booth został nagrodzony uśmiechem i zadowolonym spojrzeniem inspektora.
- Dziękuję, Booth, bardzo dziękuję.
Reg Bryer za dnia prezentował się lepiej niż w nocy. Kiedy tego samego dnia po
południu Milton i Phillips zobaczyli go w hallu Kingsdown Mansions, miał na sobie
granatowy garnitur z dwurzędową marynarką i krawat pułku, w którym kiedyś służył.
- Mój Boże, oczywiście, znam Jasona! - zawołał w odpowiedzi na ich pytanie. - Mówi
z tak twardym akcentem irlandzkim, że nożem można by krajać. Ubiera się starannie.
Mieszka tu już z pół roku, jeśli się nie mylę. Na samej górze, numer 56...
Milton pogłaskał kotkę, która plątała się pod nogami.
- A czym właściwie pan Jason się zajmuje?
- Czym? Pojęcia nie mam - portier z ojcowską dumą uśmiechnął się widząc, że
Czarnuszka zrobiła dobre wrażenie. - Powiada, że jest handlowym konsultantem, ale diabli
wiedzą co to może znaczyć. Raz chciałem zasięgnąć u niego konsultacji. Chodziło o marne
pięć funtów. Ale daleko z nim nie zajechałem.
- No dobra, panie Bryer - powiedział Phillips z trochę nadętą miną. - Niech pan nas
zawiezie na górę. Chcemy obejrzeć jego mieszkanie.
- Mam zadzwonić i sprawdzić, czy jest u siebie?
- Nie ma go w domu. Ale mamy nakaz rewizji, jeśli o to się pan martwi.
Bryer spojrzał na nich z powątpiewaniem, potrząsnął głową i poprowadził schodami
na górę. Na drzwiach windy wciąż wisiał napis:  nieczynna .
Mieszkanie 56 mieściło się dokładnie nad apartamentem wynajmowanym przez panią
Tolly, tylko trzy piętra wyżej. Rozkład był ten sam, ale umeblowanie zupełnie inne. Kevin
Jason był zwolennikiem nowoczesnego stylu i nie żałował pieniędzy.
- To jest prawie taki sam apartament jak tamten. - Reg Bryer, pobrzękując pękiem
kluczy, otwierał drzwi. - Jak apartament pani Stafford... albo Tolly... czy jeszcze inaczej.
Sypialnia, pokój gościnny, kuchnia, łazienka. A tam - pokój na różne graty, nieduży...
- Dziękuję panu, wystarczy - Alan powiedział to tonem, z którego jasno wynikało, że
już nie potrzebna im jest pomoc portiera.
Na twarzy Bryera ukazał się wyraz rozczarowania. Jego apetyt na dramatyczne
wydarzenia zaostrzyły wypadki poniedziałkowej nocy.
- Jeżeli panowie uważają, że na nic nie mogę się przydać...
- Jak będzie pan potrzebny, damy znać.
- Dobrze. - Bryer podszedł do drzwi i zawrócił. - Jeszcze jedno. Gdyby zjawił się pan
Jason, a panowie jeszcze nie wyszli?
- Nie przyjdzie - równocześnie odparli Milton i Phillips.
- Aa... - Spoglądał na nich, coś mu zaświtało w głowie. - Aa, rozumiem.
Gdy drzwi się zamknęły, Milton energicznie przystąpił do dzieła.
- Roy, przeszukasz living room. Zdaje się, tutaj wykonywał papierkową robotę. Ja
tymczasem szybko się rozejrzę w reszcie mieszkania.
Phillips skinął głową. Zlustrował wzrokiem pokój i w pamięci sporządził inwentarz
jego zawartości, po czym postanowił zacząć od stojącego przy oknie biurka w szwedzkim
stylu. Sprawdził papiery leżące na biurku. Chciał się zabrać do szuflad, gdy z głębi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl