,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
promiennie jak zaćmienie słońca. Tym niemniej kobieta się uśmiechała, gdy podchodziła do męża i Pasztora. Cudowne przyjęcie, Mihaly. Głupio z mojej strony, że nie przyszłam na poprzednie, ostatnim razem, gdy Bruce był na Ziemi. Masz tu przepiękną salę balową, nic tylko organizować przyjęcia. Staramy się weselić mimo wojny, Enid. Przyznam, że swoim przyjściem przyjemnie mnie zaskoczyłaś. Roześmiała się, wyraznie zadowolona, równocześnie jednak poczuła się zmuszona zaprotestować. Jak zawsze, Mihaly, jesteś niepoprawnym pochlebcą. Czy twój mąż nigdy ci nie prawi komplementów? No cóż, nie wiem... nie wiem, czy Bruce... to znaczy... Dajcie spokój z tymi głupotami wtrącił Ainson. Hałas tutaj wystarczy, by każdego pozbawić przytomności. Mihaly, dość mam całej tej szopki i zaskakuje mnie, że moja żona nie uważa podobnie. Wróćmy do interesów. Przyszedłem tutaj przekazać ci oficjalnie pooby i to właśnie zamierzam teraz zrobić. Możemy podyskutować o całej sprawie gdzieś w ciszy i spokoju? Pasztor uniósł brwi, potem je opuścił, w końcu zmarszczył czoło. Chcesz, żebym przez ciebie uchybił obowiązkom gospodarza przyjęcia? No cóż, dobrze, przypuszczam, że skoro trzeba, możemy przejść do nowego ogrodzenia poobów. Twoje okazy już chyba do tej pory w nim umieszczono, a urzędnicy portu kosmicznego odeszli. Ainson obrócił się do żony i położył dłoń na jej ramieniu. Chodz z nami, Enid. Ten gwar na pewno cię nuży. Nonsens, mój drogi, doskonale się bawię. Zdjęła jego rękę ze swojego ramienia. Ale mogłabyś też wykazać choć niewielkie zainteresowanie stworzeniami, które tu przywiezliśmy. Nie mam wątpliwości, że będę o nich słuchać jeszcze przez kilka tygodni! Popatrzyła w jego zasępioną twarz i dodała tym samym dowcipnie zrezygnowanym tonem: No dobrze, pójdę z wami, skoro nie potrafisz spuścić mnie z oczu. Będziesz jednak musiał wrócić po mój szal, bo na dworze jest chłodno. Ainson odszedł bez słowa. Pasztor zerknął na Enid, po czym przyniósł im po drinku. Mihaly, naprawdę nie wiem, czy powinnam wypić jeszcze jednego. Byłoby strasznie, gdybym się upiła! Niektórym się zdarza. Patrz na panią Friar, o tam. Teraz, gdy zostaliśmy sami, Enid, mam ochotę z tobą poflirtować, ale zamiast tego muszę cię spytać o twojego syna, Aylmera. Co porabia? Gdzie jest? Dostrzegł, że się zarumieniła, lecz szybko się od niego odwróciła i odparła: Nie, proszę cię, Mihaly, nie psuj nam tego wieczoru. Tak bardzo się cieszę, że Bruce wrócił. Wiem, że uważasz go za okropnego starego potwora, ale nie jest taki, wierz mi... nie wewnątrz... Więc jak się ma Aylmer? Jest w Londynie. Nic poza tym nie wiem. Jesteś dla niego zbyt surowa. Proszę, Mihaly! I Bruce jest dla niego zbyt surowy. Wiesz, że mówię to jako twój stary przyjaciel i ojciec chrzestny Aylmera. Aylmer zrobił coś haniebnego i jego ojciec wyrzucił go za to z domu. Nigdy nie byli w dobrych stosunkach, zdajesz sobie przecież z tego sprawę, i chociaż jest mi strasznie przykro z powodu tego chłopca, moje życie jest znacznie spokojniejsze, gdy nie muszę stawiać czoła im obu. Podniosła głowę, spojrzała na swego rozmówcę i dodała: I nie myśl, że zawsze idę po najmniejszej linii oporu, bo tak nie jest. Latami toczyłam z nimi prawdziwe bitwy. Nigdy nie widziałem bardziej znękanej twarzy od twojej. Cóż takiego zrobił Aylmer, że zasłużył sobie na karę wygnania? Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, spytaj Bruce a. Chodziło o dziewczynę? Tak, o dziewczynę. Ale dość o tym, bo wraca Bruce. Kiedy Główny Odkrywca ułożył szal na ramionach żony, Mihaly wyprowadził oboje z sali bocznymi drzwiami. Przeszli wyłożony dywanami korytarz, zeszli schodami i wyszli na zewnątrz w zmierzch. W EgzoZoo panowała cisza, chociaż jeden czy dwa spóznione londyńskie szpaki przelatywały z gniazd wśród drzew, a ze swej sadzawki z podgrzewaną wodą zauropod Rungsteda podniósł szyję i zdziwiony przyglądał się idącym ludziom. Skręcili przed Domem Ssaków Metanowych i Pasztor wprowadził swoich towarzyszy do nowego budynku, skonstruowanego według najnowocześniejszych standardów z bloków oszlifowanego plastiku i betonu wzmocnionego ołowianymi wręgami. Kiedy weszli przez boczne drzwi, automatycznie włączyły się światła. Wzmocnione szkło oddzielało ich od dwóch poobów. Stworzenia obróciły się ku ludziom, gdy zapaliły się światła; ewidentnie ich obserwowały. Ainson niezdecydowanie im pomachał, lecz żaden z okazów nie zareagował w dostrzegalny sposób. Przynajmniej mają obszerne kwatery zauważył. Czy publika będzie się tu kręcić przez cały dzień, przyciskając do szyby zasmarkane nosy? Widownia zostanie dopuszczona do tego budynku jedynie między godziną 14.30 a 16.00 odparł Pasztor. Rano naszych gości będą badać eksperci. Goście mieli pokazną podwójną klatkę; dwie części rozdzielone niskimi drzwiami. Na tyłach jednego z pomieszczeń mieściło się szerokie, niskie legowisko wyściełane plastikową pianką. Pod pozostałymi ścianami stały koryta wypełnione jedzeniem i wodą. Stwory znajdowały się pośrodku klatki; zdołały już zgromadzić wokół siebie sporą ilość odchodów. Trzy jaszczurkowate stworzonka przebiegły podłogę i rzuciły się na masywne cielska poobów, po czym wspięły się między zagięcia skóry i tam zniknęły. Ainson wskazał na nie. Widzisz je? Ciągle tu są. Ogromnie przypominają jaszczurki. Chyba jest ich cztery. Trzymają się blisko pozaziemskich. Umierającemu poobowi, którego zabraliśmy na pokład Mariestopes , również towarzyszyła parka tych maluchów. Prawdopodobnie są to komensale albo nawet symbionty. Mój głupi kapitan dowiedział się o nich z mojego sprawozdania i chciał je pozabijać, twierdząc, że mogą być niebezpiecznymi pasożytami. Na szczęście powstrzymał go mój zdecydowany sprzeciw. Który kapitan? Edgar Bargerone? spytał Pasztor. Dzielny człowiek, choć niezbyt rozgarnięty. Podejrzewam, że nadal wyznaje geocentryczną koncepcję wszechświata. Chciał się porozumieć z poobami, zanim skierowaliśmy się ku Ziemi! Ten facet nie ma w związku z nimi żadnej koncepcji. Intensywnie przypatrująca się jeńcom Enid, podniosła naglę głowę i spytała: [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|