, Jackson Lilian Braun Kot, ktĂłry...17 Kot, ktĂłry pchnął śledztwo na właściwe tory 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie byłbym tego taki pewien. Pamiętaj, że kobieta zmienną
jest. Szczególnie ta. Na razie, widzimy się na próbie.
- Zanim sobie pójdziesz - zawołał za nim Junior - nasz szanowny
naczelny chciał się z tobą spotkać.
Arch Riker odznaczał się rumianą cerą i mocno zaokrągloną
sylwetką dziennikarza weterana, który miał za sobą wiele lat
przepracowanych za biurkiem i aż nazbyt wiele obiadków w klubie
prasowym. Kiedy Qwilleran stanął w drzwiach, Arch kręcił się,
pogrążony w myślach, na krześle biurowym z wysokim oparciem.
- Wejdz, wejdz - rzekł na powitanie. - Poczęstuj się kawą.
- Dzięki. Już chyba od trzech minut nie miałem kawy w ustach.
O co chodzi, Arch?
- Same dobre wieści! Siadaj. Po naszym artykule o  Pociągu do
Zabawy bilety na inauguracyjną imprezę zostały natychmiast
wyprzedane. Na obie rundy! Niezle, pięćset dolarów za bilet to
niemało w takiej pipidówie. To było genialne posunięcie przeznaczyć
dochody na fundusz stypendialny.
- To był pomysł Dwighta Somersa, a nie właściciela pociągu -
wyjaśnił Qwilleran. - Trevelyan raczej mi nie wygląda na wielkiego
filantropa.
- Dwight właśnie dzwonił. Zasugerował, że powinniśmy dać
życiorys tego gościa - powiedział Riker. - Co o tym sądzisz?
- Właśnie oddałem felieton o jego kolejce i myślę, że to na razie
wystarczy.
- Zgadzam się z tobą. Potem możemy dać relację z imprezy i
przedstawić wszystko z perspektywy pasażerów. A więc poznałeś
Floyda! Jaki on jest?
- W niczym nie przypomina typowego prezesa banku. To prosty
facet, który do wszystkiego, co ma, doszedł ciężką pracą. Zaczynał
jako stolarz. A teraz wydał fortunę na zakup i renowację  Pociągu do
Zabawy , a jego model kolejki jest zupełnie niewiarygodny! Co
sprawia, że niektórzy czują potrzebę gromadzenia przeróżnych
dziwnych rzeczy? Nigdy tego nie rozumiałem. Ciebie też chyba
ominęła ta choroba?
- Właśnie, że nie - wyznał Riker. - Kiedy moja żona zbierała
starocie, wpadłem w szał kolekcjonowania starych puszek. Szybko mi
przeszło, kiedy żonę, dom i koty diabli wzięli. Ot tak.
Qwilleran z powagą skinął głową. Sam miał za sobą gorzkie
doświadczenia. Mało brakowało, a też by zle skończył. Ot tak. Jego
przyjaciel najwyrazniej miał ochotę sobie pogadać.
- Mildred namawia mnie, żebym znów zaczął coś zbierać.
Wszyscy wiedzieliby, co mi kupować na Gwiazdkę. Powiedziałem jej,
że nie muszę dostawać prezentów na Gwiazdkę. Ja mam Gwiazdkę
każdego dnia, od kiedy się zdecydowaliśmy... Qwill, dlaczego ty i
Polly...
- Nie za-czy-naj, Archibald - przerwał mu Qwilleran.
- No dobra, dobra. Przynajmniej niedługo będziecie mieć do
siebie blisko. Właśnie, co z domem?
- Polly zatrudniła syna Floyda Trevelyana. Floyd powiedział, że
jest dobry.
- A co miał powiedzieć? - zauważył Riker uszczypliwie. - Jeśli o
mnie chodzi, poważnie bym się zastanawiał, czy wezwać kogoś z
Sawdust choćby do naprawy cieknącego kranu.
- Cóż... znasz Polly... Jak się raz na coś uprze...
Jakieś dwa tygodnie pózniej, pewnego niedzielnego popołudnia
Qwilleran i Polly wybrali się do Sawdust City. Na stacji spotkali
Archa i Mildred. Z całej okolicy zjechali się elegancko ubrani
uczestnicy wycieczki stylowym pociągiem. Specjalnie w tym celu
zatrudnieni młodzi mężczyzni w czerwonych uniformach parkowali
samochody przyjezdnych. Mieszkańcy Sawdust przyglądali się temu z
zaciekawieniem. Parkowaczy w Mułowie nikt nigdy wcześniej nie
widział. Pogoda dopisała: było wystarczająco ciepło, by panie mogły
się pokazać w cienkich letnich sukienkach, ale nie za ciepło, dzięki
czemu panowie mieli okazję wystąpić w lekkich marynarkach. Tylko
Whannell MacWhannell z Pickax się wyłamał i teraz dusił się z
gorąca w swoim plisowanym wełnianym kilcie.
Ku ogólnemu zdumieniu na peronie stawiła się również
dziedziczka z Chicago w towarzystwie kelnera z  Old Stone Mill .
Riker zauważył:
- Chyba Derek dostawał ostatnio niezłe napiwki.
- Tydzień temu widziałem, jak jej kupował hot-doga - wyjaśnił
Qwilleran. - Teraz ona stawia.
Tego dnia, jak zwykle zresztą, Elizabeth wyróżniała się z tłumu
ekstrawaganckim strojem. Była mianowicie jedyną kobietą w
kapeluszu. Jej głowę zdobiła wysoka słomiana konstrukcja owinięta
kilometrami tiulu i ozdobiona wielką różą - autentyk z epoki
edwardiańskiej. Poza tym odznaczała się niewiarygodnie, jak na
lokalne standardy, szczupłą sylwetką. Polly, nosząca rozmiar
szesnaście, oceniała jej rozmiar na cztery, a może nawet dwa.
Zainteresowanie budziła jeszcze jedna osoba: młoda piękność
ubrana w spodnium. W Moose County kobiety tradycyjnie
występowały w niedzielę w spódnicach, jednak wszystkie spódniczki
wyglądały jakoś żałośnie w porównaniu ze świetnie skrojonym letnim
garniturem. Towarzyszył jej Floyd Trevelyan, tego dnia zadbany i
ubrany stosownie do okazji. Kim była? Jego żoną? Córką? Musiało to
pozostać tajemnicą. Trzymali się nieco z boku i z nikim nie
rozmawiali.
Wokół kręcili się fotoreporterzy z gazety. Obecność kamer i
aparatów fotograficznych dodatkowo podgrzewała panującą na
peronie atmosferę. Jakby tego było mało, orkiestra dęta robiła okropny
hałas, wygrywając standardy takie jak Chattanooga Choo Choo i Hot
Time in the Old Town Tonight. Riker rozpoznał w puzoniście
pracownika działu kolportażu.
- Mam nadzieję, że oni z nami nie jadą - zaniepokoiła się Polly.
Uczestnikom wydarzenia rozdano upamiętniające wydarzenie
książeczki. Mildred powiedziała:
- Czy wiecie, że na tę wiekopomną przejażdżkę zwerbowano
starą emerytowaną drużynę? Maszynista ma osiemdziesiąt dwa lata,
hamulcowy siedemdziesiąt sześć, a palacz sześćdziesiąt dziewięć.
Sami weterani SC&L.
- Mam nadzieję, że w wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat też
będę w stanie machać łopatą i wrzucać węgiel w palenisko - stwierdził
Rike.
- Ależ mój drogi, ostatniej zimy nie byłeś w stanie nawet
machnąć łopatą i odgarnąć śniegu sprzed domu - zauważyła słodko
jego żona.
- Jak myślicie, czy organizatorzy byli na tyle przewidujący, żeby
zbadać maszyniście wzrok i zmierzyć ciśnienie? Czy palacz miał
ostatnio robione EKG? Czy jedzie z nami lekarz?
- Gdzie ta lokomotywa? - niecierpliwił się Qwilleran.
Lokomotywy jeszcze nie było widać, ale ponad dachami
zabudowań ukazały się kłęby dymu. Nagle muzycy przerwali graną
właśnie melodię. Zagrzmiały fanfary. Przycichł gwar rozmów i nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl