,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjęła z szafy kurtkę i szalik, po czym zeszła na dół. Odsunęła zasuwę w tylnych drzwiach i wyszła na dwór. Gwiazdy skrzyły się jak drobniutkie iskierki na pelerynie iluzjonisty, powietrze było wilgotne i zimne. Widziała z werandy ciemne baseny, w których odbijał się heban nieba. W oknach sąsiadów paliły się światła i mimo że wiedziała, iż jest to tylko gra jej wyobrazni, niemal czuła zapach soli, jak gdyby nadmorska mgła kłębiła się nad podwórkami przylegającymi do jej posesji. Mark zjawił się u niej w domu pewnego lutowego poranka. Rękę miał wciąż na temblaku, lecz Adrienne prawie tego nie zauważyła. Stała jak wryta, wpatrując się w niego, nie mogąc oderwać oczu od młodego mężczyzny. Pomyślała, że jest uderzająco podobny do ojca. Gdy otworzyła drzwi, uśmiechnął się do niej smutno, a ona cofnęła się do przedpokoju, z trudem powstrzymując łzy. Usiedli przy stole, oddzieleni dwiema filiżankami kawy. Mark wyjął z torby podróżnej listy, które przywiózł ze sobą. - Ojciec przechowywał je - powiedział. - Nie przyszło mi nic innego do głowy, jak przywiezć je tobie. Adrienne skinęła głową, biorąc je od niego. - Dziękuję ci za list - rzekła. - Zdaję sobie sprawę, jak musiało być ci trudno go napisać. - Proszę bardzo - odparł i przez długą chwilę siedzieli oboje w milczeniu. Pózniej oczywiście wyjaśnił jej, po co przyjechał. Teraz, stojąc na werandzie, Adrienne uśmiechnęła się na myśl o tym, co Paul uczynił dla niej. Pamiętała, jak po odjezdzie Marka wybrała się w odwiedziny do ojca, do domu spokojnej starości, domu, którego nigdy nie musiał opuścić. Jak wyjaśnił Mark podczas wizyty u niej, Paul poczynił kroki, żeby jej ojciec mógł korzystać do końca swoich dni z usług tej placówki - miał nadzieję sprawić jej niespodziankę tym prezentem. Kiedy zaczęła protestować, Mark dał jej jasno do zrozumienia, że złamie mu serce, jeśli nie przyjmie tego daru. - Proszę - rzekł w końcu - mój ojciec życzył sobie tego. W latach, które nastąpiły, była głęboko wdzięczna Paulowi za jego ostatni gest, tak jak pielęgnowała w pamięci wszystkie wspomnienia tych kilku dni, które spędzili razem. Paul był dla niej wszystkim i tak pozostanie na zawsze. Stojąc na werandzie póznym zimowym wieczorem i wdychając mrozne powietrze, Adrienne uświadomiła sobie, że jej uczucia nigdy się nie zmienią. Przeżyła już więcej lat, niż jej pozostało, ale nie miała wcale poczucia, że minęło ich aż tyle. Całe lata umknęły z jej pamięci, zostały zmyte niczym ślady stóp na piasku tuż nad wodą. Czasami wydawało jej się, że z wyjątkiem tych kilku dni, które spędziła z Paulem Flannerem, życie minęło niemal niezauważalnie, podobnie jak długa przejażdżka samochodowa małemu dziecku, które przygląda się przez okno przemykającemu za szybą krajobrazowi. Zakochała się w nieznajomym podczas weekendu i nigdy więcej już nikogo nie pokocha. Pragnienie miłości umarło na górskiej przełęczy w Ekwadorze razem z Paulem, który oddał życie, śpiesząc na pomoc swojemu synowi, i w tej samej chwili umarła też cząstka jej. Nie była jednak rozgoryczona. Wiedziała, że w analogicznej sytuacji ona też próbowałaby ocalić swoje dziecko. To prawda, Paul odszedł, ale pozostawił jej tak wiele. Odkryła miłość i radość, odnalazła siłę, której w sobie nie podejrzewała, i nikt nigdy jej tego nie odbierze. Wszystko się skończyło, zostały jednak wspomnienia, które pielęgnowała z nieskończoną troskliwością. Były dla niej tak rzeczywiste jak sceneria rozciągająca się teraz przed jej oczyma. Stłumiła łzy, które zaczęły płynąć jej z oczu już w półmroku pustej sypialni, podniosła brodę do góry. Patrząc w niebo, westchnęła głęboko, wsłuchując się w daleki, wyimaginowany huk fal rozbijających się o brzeg pewnej burzliwej nocy w Rodanthe. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|