, Heather MacAllister Całkiem zwyczajna Jayne 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biura.
Dochodziło wpół do dziesiątej, gdy mijała boks Biłla Pell-
mana. Zatrzymała się, widząc, że jest całkiem pusty,,.nie
licząc telefonu i krzesła. Dopiero wtedy sobie przypomniała.
Bill przecież awansował! Wspaniale. Zaczęła się zastana-
wiać, gdzie znajdowało się jego nowe biuro.
Jej własne również było puste. Zazwyczaj spotykała się
z Sylwią około dziesiątej. Spodziewała się więc, że przyja-
ciółka będzie na nią czekać z niecierpliwością, by opowie-
dzieć o wczorajszej randce.
Mrugało światełko automatycznej sekretarki. Dziewięć
wiadomości. Jayne zaniepokojona rzuciła papiery na biurko
i nie odkładając torebki, podniosła słuchawkę.
Pierwsze trzy telefony były od Billa. Chciał jej zadać kilka
pytań i zastanawiał się, gdzie się podziewa. Były również
S
R
telefony od klientów, wiadomość od sekretarki Watermana,
by odezwała się, jak tylko przyjdzie, kolejny telefon od Billa,
wreszcie odezwał się Garrett z wyrzutami, że nie wstąpiła do
niego dziś rano. Westchnęła na wspomnienie wczorajszego
wieczoru. Miała ochotę zadzwonić do niego, ale teraz na
pewno zajęty był angażowaniem modelek. Ostatnia wiado-
mość pochodziła od Micky. Bill szukał jej w agencji. Ale nie
było wieści od Sylwii.
Jayne zadzwoniła do Watermana.
- Bill był zaniepokojony, gdy nie mógł się z tobą skon-
taktować - powiedział jej szef.
Bill ją kontrolował! Jayne zacisnęła zęby i udzieliła sto-
sownych wyjaśnień.
- Powinnaś jednak informować, dokąd idziesz - upo-
mniał ją Waterman.
Skoro nie mogli sobie poradzić bez niej przez godzinę,
oznaczało to, że była cenniejsza dla firmy, niż myślała. Za-
stanawiała się, czy nie podzielić się tą refleksją z Waterma-
nem, ale na szczęście ugryzła się w język.
Zirytowana zatelefonowała do Billa.
- Masz jakiś problem? - spytała.
- Gdzie byłaś? - burknął.
Mimo jego awansu nadal była jego zwierzchnikiem. Jayne
milczała chwilę, nim odpowiedziała:
- Pracowałam. - Nie wdawała się w dalsze wyjaśnienia.
- Są problemy z dwoma twoimi rachunkami.
- Dwoma z tych, którymi ty się zajmowałeś? - Jayne
oparła się łokciami o brzeg biurka.
- Tak... Modern Madrigals i The Village Smithy. - BUI
zawahał się. - Posłuchaj... Przegapiłem termin składania ze-
znań podatkowych.
- Co takiego? - Jayne wyprostowała się jak struna.
S
R
- Oni nie rozliczają się jak wszyscy inni co kwartał.
- Mają sezonowe dochody. Działają tylko podczas jesien-
nego festiwalu muzycznego. - Bill wiedziałby o tym, gdyby
zapoznał się wnikliwie z rachunkami.
- I co teraz mam zrobić?
Jesteś głównym księgowym, pomyślała ze złością. Powi-
nieneś wiedzieć. Na pewno będzie kara i odsetki...
- Bill, naprawdę nie wiem - odpowiedziała. - Jeszcze
nigdy nie zapomniałam o terminie składania zeznań. Trzeba
zapytać Watermana, jakie są zasady płacenia kar za zwłokę.
Przypuszczam, że to klient zostanie nimi obciążony.
- To ty mnie wystawiłaś! Zrobiłaś to celowo, żeby mnie
zdyskredytować!
- Nie zajmowałam się twoimi sprawami - odpowiedziała
z naciskiem. - Mam zbyt dużo własnych. Radzę ci, byś po-
szedł z tym do Watermana, albo, jeśli poczekasz, zrobię to
w twoim imieniu. Przepraszam, ale muszę wykonać jeszcze
kilka telefonów.
- Sam z nim porozmawiam. - Bill z trzaskiem odłożył
słuchawkę.
Jayne wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspoko-
ić, nim zadzwoniła do następnych klientów. Obydwaj starali
się skontaktować z Billem, ale on nie oddzwonił. Polegając
na własnej pamięci, odpowiedziała na ich pytania, obiecując,
że zaraz sprawdzi dane, po czym odłożyła słuchawkę.
Bill Pellman głównym księgowym! Dobry dowcip. Prawie
mu współczuła, że już pierwszego dnia po objęciu nowego
stanowiska, będzie się musiał przyznać do poważnego błędu.
Właśnie wsuwała torebkę do szuflady, gdy drzwi jej biura
się otworzyły i Sylwia, niosąc trzy kawy i większą niż zwy-
kle torbę z piekarni, weszła ciężkim krokiem.
- Sylwia!
S
R
Sylwia była ubrana tak samo jak wczoraj, makijaż miała
rozmazany, a włosy w nieładzie. I w takim stanie zjawiła się
w pracy?
Opadła ciężko na kanapę.
- Jestem zakochana! - jęknęła.
- W Sandorze?
- A w kimże innym!
- Skąd mogę wiedzieć, skoro nie widziałam cię od wczo-
rajszego południa.
- Czyż on nie jest najbardziej... ? - Westchnęła i przymk-
nęła oczy, potem otworzyła je i wsunęła rękę do torby. - Ba-
wiliśmy się przez całą noc. Jestem wyczerpana i głodna. -
Wyciągnęła pasztecik i zaczęła jeść, a potem zdjęła plastiko-
we wieczko z filiżanki i wypiła połowę jej zawartości, nim
Jayne zdążyła przejść przez pokój.
- Parówki w cieście? - Jayne zajrzała do torby. - Myśla-
łam, że odchudzamy się przed rejsem.
- Umieram z głodu! - Sylwia wypiła kawę i wpatrywała
się w pustą filiżankę.
Jayne wzięła ostatnią filiżankę, nim Sylwia zdążyła po nią
sięgnąć.
- A co z twoją pracą?
- Zadzwoniłam, że jestem chora. - Skrzywiła się.
- Rzeczywiście, nie wyglądasz dziś najlepiej.
- Daj spokój, Jayne! Mówisz tak, ponieważ sama nigdy
się nie bawisz.
- Ależ bawię się... Właśnie...
Ale Sylwia nie dała jej dokończyć.
- Poznałam fantastycznego faceta i korzystam z życia -
ciągnęła. - Nie możesz mnie za to winić.
Jayne wcale jej nie winiła, tylko miała w pamięci opinię
Garretta o Sandorze.
S
R
- On szybko się zakochuje i równie szybko odchodzi -
powiedziała tonem ostrzeżenia. - Lepiej bądz ostrożna.
- Skąd o tym wiesz?
- Garrett mi powiedział.
- Widzisz, Sandor twierdzi, że Garrett szuka doskonałej
kobiety i żadna nie może sprostać ideałowi.
- Rozmawialiście o Garretcie?
Sylwia skończyła drugą parówkę i zerkała na trzecią
w torbie.
- Rozmawialiśmy również o tobie. Sasha i Sandor mó-
wią, że Garrett stale o tobie opowiada.
- Naprawdę? - Jayne nie mogła powstrzymać uśmiechu
satysfakcji, choć wiedziała, że przyjaciółka go zauważy.
Sylwia skinęła głową.
- Zdaniem Garretta tylko tobie zawdzięczają, że jeszcze
mają agencję.
- Powiedział to pewnie tylko po to, żeby mnie uważnie
słuchali. Właściwie nadal sądzę, że nie zdają sobie sprawy
z powagi sytuacji... - W ostatniej chwili zorientowała się, że
mówi do Sylwii, która nie powinna znać spraw finansowych
jej klientów.
- Sandor powiedział mi, że ich menedżer uciekł z pie-
niędzmi.
- O, widzę, że jednak zrozumieli - powiedziała Jayne.
- Tak, są kompletnie zrujnowani. Ale Garrett mówi cały
czas o tobie - wróciła do pierwotnego wątku.
Jayne wstała i zaniosła swoją kawę na biurko.
- Ostatnio spędziliśmy razem wiele godzin - powiedziała
tytułem usprawiedliwienia.
- Masz na myśli wieczór w Nicky V's?
Jayne odwróciła się raptownie.
- Skąd wiesz?
S
R
- W jednym z klubów spotkaliśmy Micky, tę recepcjoni-
stkę z agencji. Powiedziała, że widziała was razem. Nawet
mi nie powiedziałaś! - dodała Sylwia z wyrzutem.
- A miałam okazję? Przecież ciebie nie było. Och, nawet
chciałam, żebyś poszła ze mną po zakupy.
- I poszłaś beze mnie?
- Musiałam - powiedziała Jayne. - Kupiłam czarny ko-
stium.
Sylwia jęknęła i uderzyła się ręką w czoło.
- Jayne, musisz porzucić te idiotyczne kostiumy!
- Czułam się w nim bardzo dobrze - powiedziała bezrad-
nie Jayne.
- Powinnaś wyglądać seksownie, a nie dobrze!
- A nie można tego połączyć?
- Raczej trudno. - Sylwia zsunęła pantofel i pomasowała
stopę. - Pęcherze - jęknęła cicho i skrzywiła się. - A więc,
jak wypadł wieczór? A najważniejsze, czy pocałował cię na
dobranoc?
Jayne śniła ostatniej nocy o tym pocałunku. Ale czy śniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl