, M396. (Duo) Milburne Melanie Szczęśliwy horoskop 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy mógłby pan sprawdzić, czy w tej chwili ktoś
kupuje penicylaminę?
Twarz farmaceuty spoważniała.
- Tak. Ale pani to wie, bo sama dała mu pani receptę.
To Noel Maynard.
- Zgadza się, ale jestem ciekawa, czy nikt inny nie
był leczony na tę samą chorobę.
- W każdym razie nie penicylaminą. Czy nie lepiej
byłoby poszperać w kartach? - zasugerował. - Doktor
Cooper prowadził je bardzo skrupulatnie. W kompute-
rze, podobnie jak u nas, informacje nie sięgają daleko
wstecz.
- Dziękuję za pomoc, Craig - powiedziała Holly.
- Nie ma sprawy.
Holly nie podobał się pomysł przeglądania setek kart.
Farmaceuta dał jej jednak do myślenia. Powiedział, że
doktor Cooper był bardzo skrupulatny, a przecież karta
Noela Maynarda bynajmniej na to nie wskazuje. Nie
zaszkodzi zajrzeć do kart innych pacjentów i sprawdzić,
czy Craig Fulton ma rację.
Sally podniosła wzrok znad biurka, kiedy Holly we-
szła z paczką ze sklepu.
- Bardzo ci dziękuję, ale nie musiałaś się tak spie-
S
R
szyć. Pierwszy popołudniowy pacjent odwołał wizytę,
samochód mu się zepsuł. Następny będzie dopiero za
dwadzieścia minut.
- Nie szkodzi - odparła Holly. - Czy mogłabyś
znalezć jakieś stare karty prowadzone przez doktora
Coopera? Chciałabym zapoznać się z jego metodą
pracy.
- Był naprawę świetnym lekarzem - stwierdziła
Sally, otwierając szafkę. - Nic nie umknęło jego uwa-
dze. - Podała Holly plik kart. - To powinno na razie ci
wystarczyć.
- Dziękuję.
Holly wzięła karty do gabinetu i zaczęła je prze-
glądać. Pismo było znowu nieczytelne, ale nie ulega
wątpliwości, że doktor Cooper drobiazgowo dokumen-
tował każdą wizytę.
Czy zatem jego niechęć do dokładnego zapisywania
historii choroby Noela i jego rodziny to przejaw rasiz-
mu? Jeśli tak, doktor Cooper pewnie chciał jak najszyb-
ciej pozbyć się ich z gabinetu. Obszerne notatki prze-
dłużałyby wizytę.
Zadzwonił interkom. Sally poinformowała ją, że
przybył pacjent. Holly odniosła karty do rejestracji,
po czym przywitała się z dwudziestoparoletnim męż-
czyzną z dosyć paskudną infekcją wirusową. Po nim
przyjęła jeszcze trójkę pacjentów, a potem znów miała
przerwę. Nie mogła nie wykorzystać takiej okazji.
Zwróciła się do Sally, która właśnie odbierała wiado-
mość dla Camerona.
- Pójdę z wizytą domową. Jak dojechać do domu
Maynardów?
Sally gwałtownie odsunęła się na krześle.
S
R
- Po co chcesz tam iść? Stara będzie do ciebie
strzelać. Karen mówiła, że cię ostrzegała przed Noelem.
- Ale on jest moim pacjentem i chciałabym mu
zrobić jeszcze kilka badań - wyjaśniła Holly. - On wie,
że nie jest mile widziany w mieście, więc pomyślałam,
że łatwiej będzie, jak ja do niego pójdę. A Betty
Maynard od lat nie była u lekarza, więc najwyższa pora
złożyć jej wizytę.
- To alkoholiczka - oznajmiła Sally. - Nie po-
trzebuje lekarza, tylko detoksu.
- Masz mapę okolicy? - zapytała Holly.
Sally zaczęła szukać w szufladzie, po czym wyjęła
pogniecioną mapę.
- Pojedziesz drogą do Baronga Bluff i skręcisz przed
znakiem  Punkt obserwacyjny Tolly's Hill". Dom May-
nardów to ten ostatni na lewo. Właściwie to bardziej
buda. Nie nadaje się nawet dla zwierząt.
Holly zjeżyła się i bez słowa wzięła mapę, rusza-
jąc do wyjścia. Zaraz za drzwiami natknęła się na
Camerona.
Wyciągnął ręce, by na niego nie wpadła, ale szybko je
opuścił, widząc jej zagniewaną minę.
- Jeśli chodzi o wczoraj... - zaczął.
- Wynocha stąd! - huknął zza ich pleców znajomy
głos. - Tutaj są miny. Uciekajcie.
Cameron przewrócił oczami, ale kiedy spojrzał na
starego mężczyznę, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Uniósł dłoń i zasalutował.
- Jak się pan ma, majorze? Jakieś kłopoty z od-
działami?
- Nie, ale chcę, żeby wszyscy natychmiast opuścili
ten budynek - wyjaśnił major. - Mamy już jedną ofiarę.
S
R
Cameron rozejrzał się i wrócił spojrzeniem do ma-
jora.
- Oczywiście, ma pan rację. Musimy porozmawiać
z generałem Jensenem. Przygotuję rozkaz i przyślę panu
do podpisania. Niech pan lepiej wraca do bazy.
Stary zastukał obcasami i upadłby, gdyby Cameron
nie przyszedł mu z pomocą. Holly była wzruszona, że
z takim szacunkiem traktuje starego człowieka. Nie kpił
z niego, traktował go tak jak wszystkich - ze współ-
czuciem.
W drzwiach domu opieki pojawiła się pielęgniarka
i żartobliwie pogroziła palcem swojemu podopiecz-
nemu, wymieniając spojrzenie z Cameronem.
Kiedy major został bezpiecznie odeskortowany do
budynku, Cameron odwrócił się znów do Holly.
- Jestem ci winien przeprosiny. Zachowałem się
wczoraj okropnie.
- Nie szkodzi... to ja cię obraziłam.
- Pewnie sobie zasłużyłem.
- Tak.
Cameron zaśmiał się. Holly przeszły ciarki po ple-
cach, ale ukrywając zmieszanie, zadała pierwsze pyta-
nie, jakie wpadło jej do głowy.
- Dobrze znasz Jensena?
- Clinton jest burmistrzem od czterech i pół roku,
zrobił dużo dobrego. Czemu pytasz?
- Wczoraj była u mnie jego pasierbica.
- I?
- Odniosłam wrażenie, że w jej domu nie układa się
najlepiej.
- Ona nie jest łatwym dzieckiem. Wciąż tęskni za
ojcem, który zginął w wypadku.
S
R
- Myślisz, że to możliwe, żeby była w jakikolwiek
sposób wykorzystywana?
Cameron zmarszczył czoło.
- To bardzo poważne domniemanie, Holly. Czy po-
wiedziała coś wprost, czy to jest twoje wrażenie?
- Nie powiedziała nic wprost, ale wydawała się
bardzo nieszczęśliwa.
Cameron westchnął głęboko.
- Wszystko jest możliwe. Ale Clinton jest ostatnią
osobą, którą podejrzewałbym o złe traktowanie czy
molestowanie pasierbicy.
- Ludzie, którzy wykorzystują innych seksualnie,
wydają się na pozór zupełnie normalni i nikt ich nigdy
nie podejrzewa, dlatego ofiarom jest trudno mówić.
- Znam statystyki,, ale nie sądzisz, że coś bym
zauważył? Clinton to ciężko pracujący człowiek, który
po śmierci żony stara się jak najlepiej wychować syna.
- Jacinta nie wspominała, że ma przyrodniego brata.
- Nie dogadują się z Martinem. Ona jest o niego
zazdrosna, tak jak o jego ojca. Martin jest w szkole [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl